Czy to możliwe, że miłość jest przeszkodą, która zasłania nam drogę do prawdy o nas samych?
Nieustannie słyszę głosy osób próbujących pokochać siebie, zaakceptować swoją przeszłość lub wybaczyć rodzicom. Wydaje się, że świat zwariował na punkcie miłości, wysyłania światła i szerzenia pokoju.
Spotykam na warsztatach kolejne osoby sfrustrowane, które próbują pokochać siebie korzystając z terapii od wielu lat, albo takie, które są orędownikami niczym niezmąconego spokoju.Wszystko to pięknie brzmi, tylko mam pytanie co ze złością, z brakiem zgody na przekraczanie granic, ze smutkiem, lękiem przed śmiercią i chorobą oraz wszystkim co reprezentuje naszą ciemną stronę?
Przez ostatnie pięć lat moich doświadczeń na warsztatach pracy z ciałem ze zdumieniem obserwowałam jak kolejny raz miłość w koleżeństwie radości zasłania drogę do prawdy. Tak bardzo pragniemy czuć się dobrze, że wybieramy drogę na skróty odrzucając to co czujemy naprawdę. Jednak jak mawiał Tiziano Terzani ,,nie ma drogi na skróty: ani do zdrowia, ani do szczęścia , ani do mądrości.
Współczesna psychoterapia uważa, że człowiek kompletny i zrównoważony to ten, który przyjął to co odrzucone do swojego serca, oczywiście podstawą tej pracy jest nasza relacja z rodzicami. I tak obserwuję jak dziecko, które było źle traktowane przez ojca lub matkę próbuje znaleźć sposób, żeby wybaczyć. Wybaczyć po to, żeby przywrócić sobie radość życia, dać szansę na szczęśliwe relacje. Uważam, że to bardzo ważne -jednak moim zdaniem szansę na przyjęcie kogoś, kto nas skrzywdził dajemy sobie wówczas kiedy przyznajemy się do emocji, którą naprawdę czujemy- ta prawda przybliża nas do siebie samych. Zamiast obwiniania, dać sobie pozwolenie na to, co czuję na ten moment -to właśnie jest wyzwolenie. Jeśli przyznaję się sam przed sobą, że czuję ogromną złość, to w ten sposób pozwalam istnieć tej osobie w mojej przestrzeni mentalnej. Jeśli jednak czuję złość i na siłę wysyłam miłość, działam wbrew sobie, zamykając się tak naprawdę na poziomie emocjonalnym na tę osobę, a tym samym w ogóle na odczuwanie.
Obwinianie siebie za to, że nie czuję miłości do siebie lub innych, jest główną przyczyną wielu zaburzeń i problemów w relacjach.
Dlaczego tak dzieje się?
Kiedy działam wbrew temu co czuję, tworzę obraz siebie opierając się na wiedzy z zewnątrz- z miesiąca na miesiąc tracę poczucie tego kim jestem. Staję się robotem spełniającym oczekiwania innych. Powoli zaczynam wierzyć, że nie powinienem czuć smutku, złości, bezsilności. Oddalam się od prawdy o sobie kreując perfekcyjny ideał, wkładam całą energię życiową, w to żeby stać się własnym wzorem człowieka. Czytam książki, uczestniczę w warszatach rozwojowych, wszystko po to, żeby mój ideał mógł urzeczywistnić się. A jak mama I tata będa wtedy dumni….
Jednak z każdą chwilą, kiedy przybliżam się do ideału, oddalam się od prawdy o sobie. Każda próba naprawiania siebie sprawia, że czuję się coraz bardziej niewłaściwy, coraz bardziej rozczarowany sobą.
W którym momencie swojego życia uznałeś, że z tobą coś jest nie tak?
Czy gotowy jesteś naprawianie zastąpić doświadczaniem siebie we wszystkich możliwych przejawach i czy potrafisz cieszyć się tym?
Paradoksalnie- to właśnie wtedy, kiedy pozwalamy emocjom przez nas przepływać, kiedy dajemy sobie zgodę na ich głębokie odczuwanie, zamiast szukać kolejnej strategii pozbycia się tego co niemiłe, otwieramy swoje serce na miłość i dobrobyt na wszystkich poziomach.
Ponieważ kierowanie miłości, wdzięczności bądź akceptacji do siebie lub innych kiedy czujemy złość, lęk lub frustrację jest zakłamaniem. Miłość przychodzi sama, kiedy pozwalamy sobie na prawdę, złość nazywamy złością dając jej przestrzeń, lęk nazywamy lękiem nie odmawiając mu prawa do istnienia. Miłością emanuje ten kto znajduje w sobie odwagę do prawdy.
Dorota Hołówka
W każdą środę o 18.00- 2 godzinne zajęcia ,,odkrywcy koherencji,,
http://www.nowapsychologia.com/?event=sunday-meet-up&event_date=2018-01-17